Billingham Hadley Pro

Miłosz Bolechowski

czas czytania: 3 min
Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej kiedyś jako „cudawianki 2015” — klikając w ten link możesz zobaczyć całość.

Znalezienie idealnej torby na sprzęt fotograficzny niejednokrotnie zajmuje fotografom więcej czasu i uwagi niż wybór samego sprzętu. Subiektywne odczucia mają tu bowiem ogromne znaczenie, a i kwestia gustu nie może zostać pominięta. W moim przypadku dość szybko znalazłem torby, których używam do pracy (nieprodukowane już skórzane modele Crumpler New Delhi; 310 i 510) i mimo że mam je od sześciu lat wcale nie czuję potrzeby ich zmiany (nawiasem mówiąc, właśnie dlatego poświęcam tyle czasu i uwagi przy zakupach wszelakich – żeby potem mieć spokój na lata). Większy problem miałem z torbą na co dzień. Próbowałem kilku rozwiązań, lecz każde wydawało mi się ledwie półśrodkiem. Wiedziałem, że przyjdzie czas kiedy będę „zmuszony“ zainwestować w coś bezkompromisowego, co starczy na lata. Gdy ten czas nadszedł, nie miałem wątpliwości, że wybór padnie albo na „nowego gracza“ na rynku – markę ONA – albo na sprawdzonego, podglądanego na ramieniu przyjaciela, brytyjskiego Billinghama.

Pierwsza opcja, choć wizualnie bardzo kusząca, przestała być opcją w ogóle, gdy w większości czytanych opisów czytałem o co najwyżej poprawnej jakości wykonania, ale na pewno niewartej takich pieniędzy. Został więc Billingham, co do którego miałem pewność, że w tej materii nie zawiedzie. Wspomniany wyżej przyjaciel używa swojej od 10 lat (!) i choć jest w jednym miejscu przetarta, nadal się sprawdza.

Zdecydowałem się na model Hadley Pro, który ma rączkę na górnej części klapy.

Wizualnie modele pozbawione tego uchwytu podobają mi się bardziej, ale wygoda odkładania czy wyciągania torby, na przykład przy wychodzeniu z samochodu, z naddatkiem wynagradza ten wizualny niuans.

Wewnątrz torby spokojnie mieści się np. Canon 6D z podpiętą jasną 35-tką i jasną 85-tką z boku. Czasem w trakcie reportażu lub podczas sesji używam jej jako swojej jedynej torby (dwa korpusy z dwoma obiektywami zawieszone są na ramionach); wówczas mieszczę w niej trzy lub cztery obiektywy.

Poza sprzętem fotograficznym Hadley Pro mieści także MacBooka Air 11" i/lub iPada (tak naprawdę to mieszczą się nawet oba jednocześnie, ale wówczas torba jest wypchana w sposób, którego nie lubię). Jeśli miałby być to iPad mini, to ten mieści się nawet w przedniej kieszeni.

W tych jednak ja noszę swoje notatniki – bez problemu mieści się tam Hobonichi, garść Field Notesów i pióro. Do tego zapasowe karty i baterie, portfel, dokumenty od samochodu i telefon.

Poniższy artykuł jest fragmentem większej całości, opublikowanej kiedyś jako „cudawianki 2015” — klikając w ten link możesz zobaczyć całość.

Czy można chcieć więcej? Cóż, może to okropnie o mnie zaświadczy, ale będąc od kilku dni tygodni właścicielem aparatu znacznie mniejszego niż 6D nie miałbym nic przeciwko czarnemu, mniejszemu Hadley'owi.

recenzje sprzętucudawianki_2015sprzęt fotograficznytorby i plecakiBillingham

dyskusja