TP-Link
Gdy w domu pojawił się Synology i zaczęło się strumieniowanie materiałów video z serwera do odległego iMaka w salonie, okazało się, że właśnie w rogu, w którym stoi rzeczony komputer sygnał Wi-Fi jest na tyle słaby (Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro w tym samym mieszkaniu jest i Airport Extreme i Airport Express, to niemożliwe, żeby gdziekolwiek sygnał był niewystarczająco mocno – okazuje się jednak, że powierzchnia i grube mury robią swoje), że czasem przerywa oglądane treści (znacie coś bardziej drażniącego?). Wystarczyło go przesunąć o 1,5 metra, żeby znacząco to poprawić, ale na dłuższą metę takie rozwiązanie nie wchodziło w grę.
Zamiast rozglądać się za wzmacniaczem sygnału Wi-Fi, zdecydowałem się na zestaw transmitterów TP-Link (z punktem dostępowym), przekazujących sygnał poprzez sieć elektryczną. W moim przypadku transmitter wpięty jest przewodem w Airport Extreme, podobnie jak wspomniany Synology, a drugi transmitter (ten z punktem dostępowym) umieszczony jest w gniazdku nieopodal iMaka w salonie. Transfery między tymi urządzeniami zwiększyły ponad 3-krotnie, a tym samym strumieniowanie każdego video stało się płynne.
Możnaby pomyśleć, że mając dwa Airporty i opisywane transmittery nie mam już absolutnie żadnych problemów z siecią bezprzewodową i bardzo chciałbym napisać, że owszem. Niestety, napotykam jeszcze jeden problem, tym razem mający swoje źródło w systemie operacyjnym, z którym do dziś sobie nie poradziłem. Otóż, mając laptopa w pracowni, połączony on jest z siecią rozsyłaną przez Airporta Extreme. Gdy go stamtąd zabieram i przechodzę do salonu, gdzie punkt dostępowy TP-Link rozsyła znacznie silniejszy sygnał, MacBook (i iPad, i iPhone) wciąż kurczowo trzyma się tego znacznie słabszego z Airporta. Życzyłbym sobie, żeby system był na tyle inteligentny, żeby automatycznie się pomiędzy nimi przełączał.
powoli newsletter
Dołącz do newslettera, żeby być na bieżąco z nowymi materiałami.