Keychron K2
Publikacja poprzedniego tekstu o klawiaturze mechanicznej przyniosła mi dwa wnioski. Pierwszy dotyczył tego, że komentarz mojej Żony spodobał Wam się bardziej niż mój cały artykuł, a drugi — że ów komentarz powinien znajdować się przed moim tekstem, a nie na końcu.
I w pierwszym szkicu tego tekstu tak właśnie było, tj. Jej komentarz pojawił się właśnie tutaj, ale niestety zostało to zawetowane przez jedyną osobę, która miała do tego prawo, więc znów musicie się najpierw przedostać przez moje nudy. A czas na nie najwyższy, bo nie tylko swoją mam już od ponad 4 miesięcy, to z tego, co widzę w różnych zakątkach sieci, klawiatura Keychron K2 stała się nagle bardzo popularna (wylądowała nawet na biurku prawdopodobnie najpopularniejszego technologicznego youtubera — MKBHD).
Jak pisałem w kwietniu, miałem pewne wątpliwości czy wziąć udział w kickstarterowej zbiórce środków na nową klawiaturę marki Keychron. Byłem w mniejszości, bo akcja ta okazała się ogromnym sukcesem — ostatecznie zebrano ponad milion dolarów. Twórcy chwalą się, że żadna inna klawiatura w dziejach Kickstartera nie zebrała tylu pieniędzy.
Jak wiecie — moje wątpliwości nie trwały długo, bo już kilka dni później złożyłem swoje zamówienie. Zdecydowałem się na wersję plastikową, z trzech względów — po pierwsze, tylko w niej istniała możliwość instalacji białych diod LED (aluminiowa miała tylko RGB), po drugie, kolory klawiszy w niej podobały mi się bardziej (aluminiowa miała je „odwrócone” — tj. większość była ciemniejsza), a po trzecie — aluminiowa tak naprawdę też ma plastikową ramkę i do niej są po prostu przykręcone cztery ścianki z aluminium.
Jak to z kickstarterowymi projektami bywa, na przesyłkę trochę się naczekałem (zamówienie złożone 22 kwietnia, paczka dotarła 17 sierpnia), ale przynajmniej „aktualizacje statusów” w facebookowej grupie, do której zostali zaproszeni ci, którzy zamawiali za pośrednictwem serwisu Kickstarter, były częste i zawsze szczere (choć często niepomyślne).
Paczka zapakowana była raczej kiepsko (miękki kartonik wrzucony do foliowej koperty DHL), zwłaszcza biorąc pod uwagę, że do pokonania miała ponad pół świata.
Nie byłem więc ani trochę zdziwiony, widząc pogięty kartonik po wyjęciu go z koperty. Na szczęście sama zawartość wyglądała na nienaruszoną. Przynajmniej na pierwszy rzut oka.
Zestaw — poza klawiaturą — zawiera przewód z końcówką USB-C, dodatkowe klawisze (dla Windowsa oraz pomarańczowe Escape i „żaróweczka”), keycap puller (czyli drutowy uchwyt do wyciągania klawiszy, bo tylko tak chyba da się to przetłumaczyć), instrukcję oraz miniinstrukcję dla tych, którzy nie przeczytają tej pierwszej (która notabene jest dużo bardziej czytelna niż ta „właściwa”).
Dołączony do klawiatury przewód ma końcówkę w kształcie „L”, bo port USB–C w klawiaturze jest umieszczony na jej bocznej ściance. Co jest dziwne.
Do zamówienia ze swoją klawiaturą dołożyłem również podkładkę pod nadgarstki z drewna orzechowego, bo po zdjęciach wnosiłem, że jest ona chyba wyższa niż mój Vortex.
Wygląda on bardzo dobrze i ma gumowe podkładki, dzięki którym nie przesuwa się na biurku, co było bardzo miłym zaskoczeniem.
Trochę mniej miłe było zorientowanie się, że mój egzemplarz jednak jest w pewnym stopniu uszkodzony, choć prawdopodobnie nie w transporcie. Dolna część ramki jest bowiem delikatnie uszczerbiona. Wysłałem poniższe zdjęcie do działu wsparcia w dniu odebrania przesyłki, ale nie wydali się jakoś bardzo przejęci. Zaproponowali 10% rabatu na następny zakup jako zadośćuczynienie, co prawdopodobnie jest uczciwe, choć w podobnych przypadkach (we wspomnianej facebookowej grupie) klienci byli mniej wyrozumiali i z tego, co widziałem, w kolejnych miesiącach już poważniej podchodzono do tego typu spraw.
Ogólnie rzecz biorąc, byłem miło zaskoczony, jak dobrze ten komplet wygląda razem na biurku — sami zobaczcie:
Choć miałem rację w kwestii wysokości K2 — jest dużo wyższa niż Vortex:
Na tyle, że uważam, że podkładka pod nadgarstki (niekonieczna ta, ale jakakolwiek) jest w jej przypadku obligatoryjna. I to, że mam rozstawione tylne nóżki, niewiele tu zmienia (wpływają one wyłącznie na kąt nachylenia klawiszy):
I jeszcze porównanie z Magic Keyboard:
Gdy zrobiłem powyższe zdjęcie, uznałem, że chyba lepszym porównaniem będzie jednak poniższe:
Klawiaturę zamówiłem z brązowymi przełącznikami, choć Keychron nie korzysta z Cherry MX, tylko Gateron.
Na papierze wydają się bliźniaczymi konstrukcjami, a jednak w rzeczywistości odczucia są nieco inne. Na pewno ma na nie wpływ także sam kształt i jakość wykonania samych klawiszy (więcej o tym za chwilę), ale nawet dźwięk jest nieco inny. Poniżej załączam porównanie, licząc, że wspomniana różnica będzie słyszalna (pierwsze 11 sekund to Vortex, kolejne — Keychron K2):
Przebieg fali w nagraniu pokazuje, że nie jest to tylko moje wrażenie.
Dla tych, którzy wolą takie porównania nie tylko w formie audio, proszę bardzo:
Chcąc się pozbyć tego nieco plastikowej „końcówki wydźwięku”, zdecydowałem się doposażyć K2 w gumowe, przezroczyste (żeby nie blokowały podświetlenia) o–ringi o grubości 1,5 mm, kupione za kilka euro na niemieckim Amazonie:
Ich założenie zdołało wytłumić to, co bywało drażniące, choć w moim domu jest to wyłącznie moja opinia (Żona nie usłyszała różnicy). Nagrałem porównanie, więc macie okazję przekonać się sami (pierwsze 11 sekund jest przed, a kolejne po instalacji o-ringów):
Tak wygląda różnica w przebiegu fali:
Wspomniałem wcześniej także o podświetleniu — jest tu kilkanaście trybów, w jakich klawiatura może być podświetlona i pewnie najlepiej zaprezentuje to filmik:
Jak się pewnie domyślacie, zupełnie nie rozumiem, dlaczego ktoś chciałby zrobić sobie coś takiego, więc przez cały okres używania K2, korzystam wyłącznie z „normalnego” trybu, w którym klawisze są po prostu podświetlone i nic tu nie mruga (tj. wciskany klawisz na moment gaśnie, co na początku odrobinę mnie irytowało, ale z czasem nie tylko przywykłem, co nawet zaczęło mi się to podobać).
Tak wygląda podświetlona klawiatura za dnia:
A tak wieczorem, w ciemnym pomieszczeniu, oświetlonym wyłącznie światłem z dwóch monitorów (wiem, że to niezdrowe — zrobiłem tak wyłącznie do zdjęcia);
Nie sposób nie wspomnieć też o fakcie, że klawiatura ta działa bezprzewodowo i może być podłączona do trzech urządzeń — niejako — jednocześnie. Wystarczy nacisnąć przyciski fn + 1, 2 lub 3, żeby się pomiędzy nimi przełączać i działa to zaskakująco sprawnie. Zobaczcie sami:
Z nagrania wynika, że potrzeba niecałej 1,5 sekundy, żeby klawiatura przełączyła się do innego urządzenia. Naprawdę, nie spodziewałem się, że będzie tak dobrze.
Rzeczy, które w niej lubię, jest oczywiście więcej. Klawisz command znajduje się tu po obu stronach spacji, co bardzo mnie cieszy, bo mimo że Vortexa (który ma command tylko po lewej stronie spacji) używam już prawie rok, nadal czasem łapię się na tym, że zwyczajnie mi tego drugiego brakuje, gdy używam macOS.
Lubię też to, że dzięki bezprzewodowemu połączeniu mogę używać jej z iPadem ustawionym pionowo (nadal podtrzymuję swoje zdanie, że jest to jedyne słuszne ustawienie do pisania), gdzie przycisk Home jest na dole, a tym samym wciąż mam dostęp do złącza słuchawkowego (dla tych, którzy być może nie wiedzą; gdy podłączam Vortexa przewodowo i ustawiam iPada w pionie, przycisk Home musi być u góry i tym samym nie jestem już w stanie wpiąć przewodowych słuchawek).
Podświetlenie też lubię. Jego brak w Vortexie w ogóle mi nie przeszkadza, a jednak muszę przyznać, że czasem miło jest je mieć.
Lubię też to, że przyciski multimedialne są oznaczone w „makowy” sposób — nauczyłem się już, że w Vortexie F8 to pauza, ale jednak graficzna reprezentacja na przycisku jest dużo wygodniejsza. Przy okazji; klawiatura bez problemu steruje podświetleniem ekranu zarówno w iOS, jak i macOS. Co więcej, ma ona przycisk, który wcześniej widziałem jedynie w Logitech Keys–To–Go, służący do robienia zrzutu ekranu. I również działa on w obu systemach. Dla kogoś, kto robi tyle zrzutów ekranu, co ja jest to bardzo miły dodatek. Jedyne, do czego bym się przyczepił, to umiejscowienie tego przycisku — znajduje się on bowiem tuż obok delete i tuż nad backspace. Niejednokrotnie więc już zdarzyło mi się usunąć coś, gdy chciałem zrobić zrzut ekranu.
Niestety, jest też sporo rzeczy, których w niej nie lubię. O jej wysokości wspomniałem już wcześniej, ale w tym miejscu chciałbym dodać, że choć podkładka pod nadgarstki znacząco pomaga, to jednak — jeśli miałbym wybór — wciąż wygodniej jest mi pisać na niższym Vortexie niż K2 z podkładką.
Jak dla mnie trochę za szybko się też ona usypia (po 10 minutach). Domyślam się, że ma to bezpośredni związek z faktem, że jest to klawiatura bezprzewodowa, a więc jest zasilana baterią, ale chciałbym mieć jakąś opcję wyboru czasu, po jakim K2 zaśnie. Bo choć obecnie bateria starcza mi na 2–3 tygodnie bez ładowania, to wolałbym ustawić jej usypianie na np. 25 minut i ładować ją raz w tygodniu, ustawiając sobie stosowne przypomnienie. Przy okazji; bateria ma pojemność 4000 mAh, czyli prawie 35% większą niż Magic Keyboard, ale jednak podświetlenie robi swoje — stąd wynika konieczność częstszego ładowania.
Jest też kilka pomniejszych rzeczy; o porcie USB–C z boku obudowy już wspominałem, ale obok niego są dwa przełączniki — jeden służy do wyboru systemu operacyjnego (ma dwie pozycje: „Win/Android” oraz „Mac/iOS”), a drugi przełącza między „Bluetooth”, połączeniem przewodowym i całkowitym wyłączeniem klawiatury. Tyle tylko, że opisy tych przełączników — przez to, że są wytłoczone w plastiku i niewypełnione żadnym lakierem — są niemal kompletnie niewidoczne:
Trzeba ustawić ją do źródła światła pod odpowiednim kątem, żeby je dojrzeć:
Dość drażni mnie też fakt, że kiedy piszę na iPadzie i przełączam się na Maka, to iPad w momencie przerwania połączenia z klawiaturą wyświetla mi klawiaturę emoji zamiast mojej domyślnej. Pewnie nie jest to wina samej klawiatury, ale jako, że bierze ona w tym udział, to trochę ją obwiniam tak czy inaczej. I jeśli robię to na wyrost, to jest też coś, za co na pewno jej się należy reprymenda — otóż czasem, zupełnie nieregularnie zdarza się, że po przełączeniu się z jednego urządzenia na drugie, na tym drugim właśnie automatycznie aktywuje się caps lock. Ponoć któraś aktualizacja firmware’u ma to naprawić, ale dotychczas nadal się z tym czasem borykam (niektórzy korzystają z aplikacji dla Maka, która informuje o włączonym Caps Locku). I jeśli chodzi o firmware, to niestety, jego aktualizacji można dokonać wyłącznie z poziomu systemu Windows (choć narzekania na to w grupie użytkowników klawiatur Keychrona są tak silne, że obiecali, że postarają się zrobić także aplikację dla macOS, ale od miesięcy nic się w tej materii nie zmieniło).
Jendak największą wadą K2 — z mojej perspektywy — są same klawisze. Początkowo napisałem tu, że chodzi o jakość ich wykonania, ale to nie tylko to. Nie do końca odpowiada mi ich profil — dla tych, którzy znają terminologię; Vortex ma klawisze DSA, a Keychron OEM.
Oznacza to, że nie tylko są one wyższe, ale mają znacznie ostrzejsze krawędzie. Przeszkadza mi to o tyle, że pisząc, nie unoszę palców zbyt wysoko, więc przesuwają się one po klawiszach. W Vortexie jest to dość przyjemne uczucie, podczas gdy w K2 — wręcz przeciwnie. Muszę się więc zmuszać do tego, że podnosić je wyżej, co czyni pisanie mniej komfortowym.
Do tego dochodzi też sama jakość plastiku — rozumiem, że nie powinienem wymagać od niej za dużo, skoro sama klawiatura jest tak tania, ale chyba wolałbym mieć opcję dopłacenia do czegoś lepszego. Zresztą, chyba nie tylko ja, bo w listopadzie twórcy zapowiedzieli, że pracują nad wymiennym zestawem klawiszy (znów dla znawców; tym razem będzie to double shot PBT, co pewnie będzie oznaczało, że będzie kosztował więcej niż sama klawiatura). I choć ufam, że będą wyraźnie lepsze, to jednak ani ich kolorystyka, ani użyty krój pisma, ani nawet pozycja znaków na klawiszu zupełnie mi nie odpowiadają:
Jeśli więc będę chciał coś z tym zrobić, pozostają mi poszukiwania zestawów na drop.com (wcześniej MassDrop) czy Amazonie (bo AliExpress do dziś się boję).
No i teraz pojawia się pytanie; czy będę chciał coś z tym zrobić? Czy zalety tej klawiatury przewyższają jej minusy?
Cóż, długo się zastanawiałem, jak opisać Wam różnicę między wychwalanym przeze mnie Vortexem Race 3 a właśnie Keychronem K2 i doszedłem do wniosku, że skoro wielu z Was jest fotografujących, to spróbuję w ten sposób: wyobraźcie sobie obiektyw Voigtlandera 35/1.2. Metalowa konstrukcja, prawie 500 g wagi. Wymaga nie tylko przejściówki do większości aparatów, ale także umiejętności ręcznego ostrzenia, bo nie ma autofokusa. Za to przyjemność pracy z nim (odpowiedni opór, z jakim kręci się pierścień ostrości) i jej rezultat są warte tych wszystkich niedogodności. A teraz wyobraźcie sobie o połowę tańszego Canona — EF 35/2.0 IS. Bardziej plastikowy, 335 g wagi, a jednak nie potrzebuje przejściówki i ma nie tylko autofokus, ale także stabilizację obrazu. Zdjęcia z niego są całkowicie poprawne, a czasem stabilizacja potrafi uratować ujęcie.
I właśnie tak postrzegam te dwie klawiatury — autofokus w Canonie często się przydaje, ale jeśli chcę zrobić konkretne ujęcie i zależy mi na odpowiednim „obrazku”, chwyciłbym Voigtlandera. I moje codzienne używanie obu tych klawiatur udowadnia powyższą tezę — jako że częściej używam iPada, to wychodzi na to, że moje użycie Keychrona jest większe niż Vortexa, zwłaszcza, że jeśli używam iPada przy biurku, często po prostu się przełączam między obydwoma urządzeniami, mimo że Vortex jest na stałe podpięty do Maka. Gdy jednak przychodzi czas na napisanie artykułu, czy nawet długiego maila, bez zastanowienia podłączam Vortexa.
Czy więc mam jakąś konkretną konkluzję po tych kilku miesiącach? Chyba tylko taką, że Keychron K2 jest dla świetną drugą klawiaturą (choć uważam, że dla wielu może być doskonałą „główną” i jedyną klawiaturą); nie zastąpiła mi Vortexa i — w mojej opinii — nie jest jego bezprzewodowym odpowiednikiem.
Jeśli zatem w przyszłości okaże się, że skuszę się na mniejszego brata — Keychron K6, który ma pojawić się niebawem, a który — jak zapewnili twórcy na tym profesjonalnie wykonanym schemacie — ma być niższy niż K2:
lub zdecyduję się na wspomnianą w jednym z ostatnich „à propos piątku” klawiaturę Kemove, to bez żalu pożegnam się z K2. Nawet jeśli obecnie jest to najbardziej uniwersalna klawiatura mechaniczna do Maka czy iPada i ma najlepszy stosunek jakości do ceny.
I w kwestii tej ostatniej — jeśli ktoś z Was zdecyduje się na zamówienie jakiejkolwiek klawiatury marki Keychron i skorzysta z tego linku, otrzyma 10% rabatu (dla jasności; ja prawdopodobnie skorzystam na tym w ten sam sposób).
No i teraz — w końcu! — czas na wrażenia mojej współlokatorki:
Zaproszona w sumie w roli eksperta nie mogę oprzeć się pokusie i się nie wypowiedzieć. (Kto mnie zna ten wie, że choćbym się nie znała, zawsze chętnie się wypowiem.)
A ponieważ niesłychanie śmieszą mnie wpisy chłopaków z Make Life Harder skorzystam z ich podziału tematycznego. Nie będę jednak pisała zabawnie – temat jest nie tylko poważny, ale też spójrzmy prawdzie w oczy, wszyscy płacimy, żeby to czytać. (Ja jestem za dolara, a i tak, mówiąc szczerze, uważam, że trochę do tego dokładam.)
A zatem! Klawiatura (i tu nazwa).
Dla kogo?
Dla wszystkich, którzy w dobie rzeczy małych i cienkich wciąż darzą sentymentem poczciwe Atari czy inną Amigę i chcą mieć, po prostu, jebitną klawiaturę. Zadowoli ona także tych, którzy lubią iść pod prąd, brzydzą się konwenansami i kiedy żona mówi „co to jest za wkurwiający dźwięk?!” oni słyszą „o matko! Co za wspaniały dźwięk! Nie przestawaj!”
I w końcu, crème de la crème, dla tych, którym marzyła się praca w urzędzie gminy czy na poczcie.
Ta klawka pozwoli Wam nie tylko cofnąć się w czasie, ale także spełnić te marzenia.
Jakie benefity?
No przede wszystkim to niezrozumienie w oczach każdego normalnego człowieka. Wielki znak zapytania i uwagi w stylu „ale po co? Ale dlaczego?” względnie „co tu tak stuka cały czas?!”
Ty jednak wiesz swoje i czujesz, że niczym Norwid wyprzedzasz swoją epokę.
Jakie zagrożenia?
I tu muszę zacząć od anegdotki.
Od lat nie mamy telewizora. Kiedyś gdzieś wszyło to przy okazji rodzinnego obiadu. I wówczas jedna z babć spojrzała na nas z czułością w oczach mówiąc „oni się jeszcze dorobią!”
Tu może być podobnie. Ludzie zamiast widzieć splendor i wysublimowaną myśl techniczną mogą pomyśleć, że ot, jakoś udało Wam się uruchomić klawiaturkę od Atari.
Czy polecam?
Przyzwyczaiłam się już do pewnych dziwactw mojego Męża. Po 10 latach małżeństwa wiem, że czasem warto się uśmiechnąć i powiedzieć „a, niech Ci będzie. Miej coś z życia.”
Tu jednak inny czynnik jest decydujący. Ponieważ od 9 miesięcy nie przespałam w pełni ani jednej nocy, to zasypiam kiedy tylko uda mi się dojść do łóżka. Gdyby nie to, tej klawiatury nie byłoby w naszym domu.
/Uprzedzając pytania, tak, pisałam to w Wordzie :)
Worda nie skomentuję, bo tę walkę przegrałem już dawno. Za to — na szczęście — mam tu kogoś, kto polubił tę klawiaturę:
powoli newsletter
Dołącz do newslettera, żeby być na bieżąco z nowymi materiałami.