Peak Design Everyday Backpack 20L
Nigdy nie chciałem mieć plecaka fotograficznego. Jestem przecież fotografem ślubnym, a ktoś taki plus plecak nigdy nie wyglądał dobrze w moich oczach (choć to pewnie tylko dlatego, że ubieram się do pracy elegancko). Wystarczyło jednak kilka sesji w górach czy trudniej dostępnych miejscach, wymagających niekrótkiego spaceru, żeby uznać wyższość plecaka nad moimi torbami w takich warunkach. Rekonesans trwał dosłownie moment — wpisałem backpack oraz wishlist w polu przeszukiwania swojej „bazy wszystkiego” (w DEVONthink) — pamiętałem bowiem, że tak opisałem kiedyś kilka linków na wypadek, gdybym zmienił zdanie w kwestii toreb. Większość ze wspomnianych odnośników kierowała do strony Peak Design. Oczywiście nie bez przyczyny — ich pierwsze kickstarterowe kampanie (najpierw torby naramiennej, później plecaka i dwóch innych toreb; obie rekordowe w tamtych czasach — zamiast $100k zebrano prawie $5M w pierwszej i zamiast $500k — ponad $6,5M w drugiej) obserwowałem z zapartym tchem. Wyglądało bowiem na to, że ktoś usiadł i zaprojektował plecak (i torby) fotograficzny od zera, kierując się głównie jego funkcjonalnością i to — jak zostało przedstawione w materiałach reklamowych — bez kompromisów.
Zamówiłem więc, mimo że jego cena zdecydowanie nie należy do niskich. Mam jednak chyba trochę za dużo lat, żeby nawet próbować rozwiązań typu „a może da się tak samo dobrze, tylko taniej?”. Zbyt wiele razy przekonałem się też, że za ceną premium często kryje się tożsama jakość.
Pierwsze wrażenie po otwarciu przesyłki było właśnie takie — ależ on jest wykonany! I użyte materiały — zarówno te tekstylne, jak i metalowe — i przeszycia, i ukryte magnesy, i mechanizm otwierania głównej komory od góry. Trzeba tego dotknąć, żeby zrozumieć, bo nawet video nie oddaje tego, jak dobre wrażenie robi to wszystko na żywo.
Pierwsze, co zrobiłem, to oczywiście otwarcie górnej klapy, bo o mechanizmie za to odpowiedzialnym naczytałem i nasłuchałem się najwięcej. I istotnie, rozwiązanie jest szalenie ciekawe — łączy ono sprężystą rączkę i zapadkę z jednym z czterech uchwytów na przedniej ściance. Co więcej, zarówno rączka, jak i uchwyty mają ukryte magnesy, które dodatkowo pomagają w odpowiednim zapięciu. Uchwyty są cztery, co pozwala na zmianę pojemności górnej części plecaka.
Otwarcie bocznych klap było kolejnym miłym zaskoczeniem — jak płynnie działają te zamki! Mam awersję do zamków niskiej jakości; błyskawicznie je rozpoznaję i bardzo często to właśnie one potrafią zdyskwalifikować produkt (najczęściej bluzę lub kurtkę).
Te tutaj są najlepszymi, z jakimi miałem do czynienia. Nie tylko działają z należytym, przyjemnym oporem, ale działają perfekcyjnie gładko na całej długości (w tym na łuku, gdzie podejrzewałem, że trzeba będzie użyć nieco większej siły).
No i są „pogodoodporne”. Oraz mają suwaki po obu stronach.
Po otwarciu klap plecak prezentuje się tak:
A tak wygląda od boku:
I to właśnie wyróżnia go spośród większości plecaków fotograficznych. W przypadku Everyday Backpack twórcom zależało nie tylko na bezpiecznym transporcie fotograficznych dóbr, ale także na łatwym i szybkim do nich dostępu. Ich rozwiązanie polega więc na tym, że po założeniu plecaka na plecy, ściąga się go z jednego ramienia i przesuwa go pod ręką tak, żeby mieć go z przodu — jest on wówczas odwrócony bokiem, dając dostęp do głównej komory za pomocą jednej z klap. Opisane w ten sposób wydaje się to być czynnością złożoną, ale w praktyce — głównie dzięki mechanizmowi regulacji długości ramienia i dodatkowej pętelce na kciuk — jest jednym płynnym i szybkim ruchem.
We wnętrzu znajdują się przegrody (co jest standardem w niemal każdym plecaku fotograficznym), które można umieścić na niemal dowolnej wysokości, dostosowując wnętrze plecaka do swoich potrzeb.
Unikalny dla Peak Design jest jednak sposób stawiania dodatkowych przegród za pomocą unoszonych klap (po dwie na każdej z przegród).
Pozwalają one na podzielenie głównej komory aż na 9 (a tak naprawdę 10, ale o tym później) mniejszych części.
Boczne klapy także zostały wyposażone w kieszonki, kryjące się pod kawałkiem elastycznego materiału, odkrywanego po odpięciu kolejnego wspaniale działającego zamka błyskawicznego. Z jednej strony jest 5, z drugiej 3 kieszonki różnej wielkości — wszystkie wykonane z bardzo rozciągliwej tkaniny, która z dość dużą siłą przytrzymuje włożone do nich przedmioty. W tych częściach plecaka kryje się jeden z moich ulubionych „smaczków” z nim związanych. Otóż wspomniane kieszonki mają na środku przeszycia — czasem czerwone, czasem czarne.
Pozwala to na opracowanie własnego systemu np. „w czarnych trzymam naładowane baterie, w czerwonych wyczerpane”. Proste, a szalenie przydatne. Podobną sympatią darzę uchwyt do breloczka na klucze. I piszę to jako ktoś, kto nigdy w życiu nie miał breloka do kluczy, bo zwyczajnie ich nie lubi.
W tym przypadku jednak Peak Design wyposażył plecak w specjalną „kotwicę” i zaczep do niej umieszczony na pasku chowanym w jednej z bocznych kieszeni, co umożliwia łatwy i szybki dostęp do kluczy (ileż to razy stałem przed drzwiami w środku nocy, przeszukując swoje torby w poszukiwaniu kluczy, które w porannym biegu wrzuciłem gdzieś bezwiednie). Przyznaję, że myślę o tym, żeby tych zaczepów dokupić sobie więcej — tak mi się to spodobało.
To, oczywiście, nie koniec. Po otwarciu komory od góry, w przedniej ściance znajduje się jeszcze jedna, niewielka kieszonka z ukrytym magnesem, która w założeniu ma pomieścić paszport, portfel lub inne cenne przedmioty, bo jednak dostęp do niej dla osób niepowołanych jest bardzo trudny.
Za główną komorą mieści się jeszcze przestrzeń na laptopa, mieszcząca nawet 15-calowego MacBooka Pro (także starsze modele). W jej wnętrzu znalazła się także przegroda na tablet (10,5-calowy iPad Pro mieści się tam bez problemu) oraz wyściełana miękkim materiałem płytsza przestrzeń np. na okulary.
Na zewnątrz zaś znajdują się dwie boczne — już niezamykane — kieszenie np. na butelkę z wodą lub nieduży statyw. Obie są bardzo rozciągliwe, więc nieużywane są niejako „przytulone” do plecaka, ale mieszczą zaskakująco dużo.
To tyle w teorii — a jak wygląda praktyka? Ile rzeczywiście jestem w stanie do niego zapakować?
Cóż, na sesje jeżdżę z dwoma aparatami (to ta moja „zdrowa paranoja” — zawsze mam z tyłu głowy lęk, że przecież jeden z tych aparatów może przestać działać, a jeśli nastąpi to np. na szczycie góry, na który wchodziliśmy ostatnie 3 godziny, to co?) więc pierwsza próba zapakowania plecaka miała na celu odpowiedź na pytanie „co poza dwoma Canonami 5D4 uda mi się do niego zmieścić i czy to będzie wystarczająco, żeby na sesje móc nie zabierać niczego więcej?”. Zapakowałem go więc w następujący sposób:
Na samym dole jeden korpus z 50L oraz 135L za ścianką. W środkowej przegrodzie drugi korpus z 35L, a w górnej obie ścianki postawione i w dwóch większych 24/1.4 i 85/1.4, a w środkowej — Fujifilm X100T. Wygląda to tak:
I tak zapakowany plecak nadal można zapiąć na pierwszą sprzączkę (czyli bez żadnego rozszerzenia pojemności).
Do tylnej komory bez trudu wchodzi wówczas mój iPad, o którego nieco się jednak bałem. To dość delikatny i cienki kawałek szkła i metalu — bałem się, że przyciśnięty kilkoma kilogramami sprzętu fotograficznego może być narażony na różne siły, które mogą go wygiąć. Pierwsze tygodnie używania plecaka uspokoiły mnie znacząco. Okazało się bowiem — co odkryłem przypadkiem — że te komory są na tyle od siebie oddzielone, że nie powinienem się o to bać. Wspomniany przypadek to sytuacja, w której w miejsce iPada (ale bez samego tabletu) włożyłem cztery odbitki 15×23 cm (testowe wydruki, więc nie zależało mi na nich jakoś szczególnie, ale też nie chciałem ich wyrzucać) i razem z resztą sprzętu miałem na plecach przez kilka chwil. Wyciągnąłem je i okazało się, że papier nawet nigdzie nie pękł ani się nie wygiął. Nie mam pod ręką żadnego laptopa, ale wydaje mi się, że do tak załadowanego plecaka wchodziłby raczej ciasno (tym bardziej że wykorzystuje on wówczas przestrzeń wewnątrz plecaka, tj. komora na laptopa rozszerza się do środka).
We wspomnianej wcześniej, wyściełanej miękkim materiałem, kieszonce mieszczę notes Hobonichi oraz Apple Pencil.
Warto przy tym pamiętać, że ta kieszeń „korzysta” z tej samej przestrzeni co dwa obiektywy i X100T, więc nie sposób zapakować ją bardziej. I choć np. mój WD MyPassport Wireless Pro mieści się do tej kieszonki, to jednak dysk z Fujifilm o siebie uderzają i choć są oddzielone materiałem, więc wiem, że żadnemu nic się nie stanie, to jednak staram się unikać takich sytuacji.
Co zaś tyczy się tej najmniejszej kieszonki wewnątrz — mieszczę w niej portfel, telefon (iPhone 7 ustawiony pionowo blokuje magnes, ale po włożeniu da się go obrócić do pozycji poziomej — aktualizacja: iPhone Xʀ już się tak nie mieści) oraz notes Field Notes — ten ostatni również „na styk”.
Zewnętrzne kieszenie bez problemu mieszczą mojego małego Kinto Tumbler (pisząc „bez problemu”, mam na myśli „pewnie nawet nie orientują się, że coś zostało do nich włożone”), podobnie jak 600-mililitrowa butelka mojej żony.
Tak samo wygląda sprawa z małym statywem.
Tak zapakowany plecak waży ponad 8 kilogramów — wartość niemal zabójcza dla torby na ramię — ale zupełnie tego nie czuć.
Rozkład masy na ramionach jest doskonały, a przez fakt, że same szelki są bardzo wygodne (po części dlatego, że są wykonane z materiału, który jest na tyle twardy, że nie „wpijają” się one w ramiona, a po części dlatego, że są przymocowane w taki sposób, że dostosowują się do szerokości pleców „nosiciela”), w ogóle nie czuję potrzeby używania pasa biodrowego (który — jak wszystkie paski w tym plecaku — nieużywany chowa się w bocznej kieszonce).
Przydatny jest natomiast pasek łączący szelki na wysokości klatki piersiowej i — jak większość elementów w Peak Design — też jest wyjątkowy. Otóż nie tylko pozwala na regulację długości jedną ręką i nie tylko może być zapięty na jednej z kilku wysokości, to jeszcze można go przypiąć tylko do jednej szelki, gdy nie chce się z niego korzystać, w taki sposób, że w żaden sposób nie wisi i tym samym, nie buja się, idąc (dlatego żałuję bardzo, że zgubiłem go w Tatrach — dla chętnych; powinien być gdzieś na Nosalu).
Everyday Backpack wyposażony jest w kilka innych, mniejszych pasków, pozwalających na przypięcie dodatkowych rzeczy (jak np. śpiworu czy kurtki) na zewnątrz plecaka, ale jeszcze nie miałem okazji ich użyć. Za to bardzo polubiłem fakt, że ma on trzy rączki do przenoszenia — jedną u góry, jak wszystkie plecaki i dwie po bokach. To bardzo ułatwia wyciąganie go z samochodu czy przenoszenie między lokalizacjami podczas sesji.
Plecak miałem dotychczas ze sobą na dziesięciu ślubach i pięciu sesjach i tylko raz użyłem drugiej od dołu sprzączki (gdy górną część komory miałem wyładowaną wkładami do Instaxów), to — nie licząc sesji — pełnił on wyłącznie funkcję „transportera korpusów”. Nadal nie wyobrażam sobie pracować z nim podczas reportażu (choć tylko ze względu na fakt, że jestem ubrany na tyle elegancko, że moje Billinghamy pasują mi dużo bardziej). Co więcej — bez względu na kwestię ubioru — ciężko byłoby mi polecić go fotografowi ślubnemu, dla którego miałby to być jedyny plecak, chyba że rzeczywiście miałby mieć go cały czas na plecach. Chodzi bowiem o to, że został on zaprojektowany w taki sposób, że dostęp do jego zawartości jest wygodny, gdy plecak jest założony. W przypadku odstawienia go, żeby dostać się do wnętrza, trzeba położyć go bokiem na podłożu — nie zawsze jest ono czyste czy przyjazne plecakowi. I choć nie martwiłbym się o sam plecak (tj. jego trwałość), to jednak cały ten brud znajdzie się na moich rękach, gdy będę chciał dostać się do wnętrza plecaka z drugiej strony.
Czy więc ten plecak ma jakieś poważne minusy? Jest kilka rzeczy, które nasuwają mi się na myśl, choć nie ma wśród nich tego, czego obawiałem się najbardziej. Otóż, gdy zobaczyłem ten system przegród i stawianych ścianek, uznałem, że włożone tam obiektywy nie będą ciasno otulone. I, istotnie, nie są, ale w niczym to nie przeszkadza. Ten margines przestrzeni, który zostaje, jest zdecydowanie zbyt mały, żeby mogły się one przemieścić, a i ja nie skaczę z plecakiem, żeby mogło to im w jakiś sposób zaszkodzić. Trzeba jednak pamiętać, że mówię o jasnych obiektywach do pełnoklatkowego aparatu, które są jednak duże i ciężkie. Nie wiem, czy miałbym takie samo zdanie, gdyby chodziło o małe Voigtlandery czy obiektywu systemu Fujifilm X. Przy okazji wielkości; byłbym pewnie jeszcze bardziej zadowolony z tego plecaka, gdybym pracował tylko jednym korpusem. Albo używał Canonów 6D, a nie 5D. Te większe bowiem, choć się mieszczą, to dość ciasno, zwłaszcza z wkręconymi uchwytami do moich szelek w gwintach statywowych — te dodatkowe kilkanaście milimetrów nieco utrudnia sprawę. Z kolei, gdybym używał tylko jednego aparatu, wówczas najniższą przegrodę przesunąłbym wyżej i dzięki temu zyskał jeszcze jedną przestrzeń na dnie plecaka (to miałem na myśli, pisząc wcześniej o 10 przegrodach).
Mógłbym się też przyczepić tego, że najwyższe „piętro” jest nieco niewykorzystaną przestrzenią, gdy używam go jako plecaka codziennego (tj. na przykład na wycieczkę z jednym aparatem, dwoma obiektywami, jakąś bluzą itp.), ale to mam zamiar „naprawić” produktem o nazwie Tech Pouch z ich nowej linii Travel, zakładając, że się zmieści.
Przeszło mi też przez myśl, że — tak jak właśnie we wspomnianym Travel — Everyday Backpack mógłby mieć wyciąganą komorę z przegrodami, po to, żeby łatwiej można było zamienić go właśnie w …„Everyday backpack”. Aktualnie, trzeba bowiem wyciągać wszystkie lub część przegród, gdy chce się go zabrać np. na siłownię czy basen, a potem skrzętnie umieścić je w swoich pozycjach, trochę „na oko”, bo nie ma sposobu, aby to oznaczyć. Myślę sobie, że gdyby taka komora była wyciągana, to pewnie dokupiłbym drugą, żeby mieć osobne „do pracy” i „na co dzień”, nie musząc ich konfigurować na nowo za każdym razem. Żadnych innych uwag jednak nie mam, co dla wszystkich, którzy mnie znają, powinno być wyznacznikiem tego, jak dobry to jest produkt (bo z reguły nie mam problemu, żeby znaleźć dziesiątki problemów, błędów projektowych czy źle podjętych decyzji w produktach wszelkiej maści).
Bardzo jestem ciekaw czy i w jakim stopniu moje zdanie o nim zmieni się w kolejnych miesiącach (i potem latach) używania.
powoli newsletter
Dołącz do newslettera, żeby być na bieżąco z nowymi materiałami.